Strona 5 z 10

Re: Spotkanie Miłośników Dawnego Fechtunku 2010

: 27 grudnia 2010
autor: Shouryu
O rzesz wy! To takie kombinacje, a ja nic nie wiem?! :twisted:

W takim razie, skoro Rzesza ma przyjechać z wizytą, będę męczył Sakurę i senseia żeby też nas odwiedzili.

Może wreszcie sie Jan doczeka filmików z konfrontacji "wschód vs zachód".

:D

Re: Spotkanie Miłośników Dawnego Fechtunku 2010

: 27 grudnia 2010
autor: Qba
Postaram się wziąć obie zbroje to będzie jakby co jedna przechodnia:)

Re: Spotkanie Miłośników Dawnego Fechtunku 2010

: 28 grudnia 2010
autor: drogus
Podczas przeglądania tego tematu zdziwiło mnie trochę stwierdzenie, że techniki wschodnie są już zweryfikowane, więc sparingi nie są potrzebne. W związku z tym mam pytanie do trenujących wszelkiego rodzaju szermierkę ze wschodu: nie boicie się, że przez setki lat ćwiczenie samych technik może wypaczyć sposób ich wykonania?

Dla jasności dodam, że jestem kompletnie zielony w temacie wschodnich sztuk walki, a w europejskiej szermierce stawiam pierwsze kroki.

Re: Spotkanie Miłośników Dawnego Fechtunku 2010

: 28 grudnia 2010
autor: GrafRamolo
techniki wschodnie są już zweryfikowane, więc sparingi nie są potrzebne
Chyba nie do końca zrozumiałeś sens wypowiedzi. Techniki są zweryfikowane więc nie trzeba ich wymyślać na nowo i testować poprzez sparingi. Jednak ten fakt nie wyklucza samych sparingów gdyż rozstrzygają one o umiejętnościach szermierzy.

Re: Spotkanie Miłośników Dawnego Fechtunku 2010

: 28 grudnia 2010
autor: drogus
Techniki są zweryfikowane więc nie trzeba ich wymyślać na nowo i testować poprzez sparingi.
Rozumiem, że w przypadku traktatów europejskich mamy do czynienia z ilustracjami i tekstem, bez zachowania ciągłości przekazu, więc trzeba każdą z technik sprawdzić w praktyce, podczas gdy na wschodzie tradycja nie została przerwana. Tego nie poddaję w wątpliwość.

Zastanawia mnie inna rzecz. Nie wiem kiedy ostatnio adepci wschodniej szermierki mieli okazję testować to czego się nauczyli w praktyce, ale zakładam, że można to liczyć raczej w setkach lat, czyli pewnie przynajmniej kilka (albo kilkanaście) pokoleń. Istnieje tutaj ciągłość przekazu, ale jak o tym myślę, to przychodzi mi na myśl zabawa w głuchy telefon ;) Wiadomo, że przy przekazywaniu wiedzy przez jednego nauczyciela, uczeń powinien wszystko wykonywać prawidłowo (tzn. z bardzo małymi odstępstwami od tego jak to powinno wyglądać), ale kiedy tych nauczycieli i uczniów jest po drodze kilkunastu na przestrzeni setek lat, to może się okazać, że techniki ewoluowały w sposób, który dzisiaj uniemożliwiłby skuteczną walkę.

Z tego co zrozumiałem niektórzy z was sparują u siebie w szkołach, ale jeżeli trend jest taki, że sparingów się nie prowadzi, lub prowadzi się bez odpowiednich osłon, co wymusza zatrzymywanie ciosów i brak możliwości wykonywania niektórych elementów, to być może nie wszystko wygląda tak jak powinno wyglądać.

Re: Spotkanie Miłośników Dawnego Fechtunku 2010

: 28 grudnia 2010
autor: GrafRamolo
Ostatnie pojedynki i walki w Japonii z użyciem mieczy to słynna Restauracja Meiji. Czyli lata około 1900. Zatem upłynęło raptem 110 lat od ostatnich konkretnych weryfikacji szermierki japońskiej. Zatem możemy uznać że nie tak dużo i że przekaż jest w miarę adekwatny.

Co do przypadku głuchego telefonu to to niebezpieczeństwo zawsze istniało, nie zależnie od okresu. Uczyłeś się czegoś w szkole i do puki nie przetestowałeś tego na ubitej ziemi nigdy nie miałeś pewności, że nauczyłeś się dobrze. Niektórzy uczyli się dobrze inni lepiej a inni źle.....
Ale dziś nie stwierdzisz już tego jak pisałem wcześniej. Bo żadna walka na punkty nigdy nie będzie nawet zbliżona do realnego pojedynku. Dlatego ja przyjmuję a priori, że to czego się uczę jest właściwe. Ufam mojemu mistrzowi w tej kwestii a weryfikować nie mam nawet jak. Nie podważam technik bo nie mam narzędzi do przeprowadzenia ich weryfikacji. Jedyne co kwestionuję to moje umiejętności. A aby wykluczyć ich słabość ćwiczę jak najlepiej umiem i daje z siebie wszystko.
Teoria mówi: jeśli uczysz się właściwych technik i wykonasz je poprawnie wygrasz. Technik uczę się dobrych bo tak założyłem i nie mam wpływu na ich kształt i pracuję tylko nad sobą.
Z tego też powodu nie czuję palącej potrzeby sprawdzania się bo znam sam siebie i czuje w czym jestem dobry i co by mi mogło zapewnić wygraną, a gdzie robię błędy i przez co mógł bym przegrać.
Idąc za tą logiką nie czuje potrzeby walki ze słabszym przeciwnikiem, który nie wychwyci nawet moich błędów i dzięki temu wygram, bo jest to nie kształcące. Natomiast walka z lepszym, który zobaczy moje braki owszem jest kształcąca ale i ja sam znam te braki i bez tej walki wiem nad czym mam się skupiać.
Dlatego uważam że dla nauki i rozwoju warto ćwiczyć a jeśli walczyć to o coś. Wtedy edukacyjna cześć odchodzi w niepamięć i stajemy jak równy z równym.

Re: Spotkanie Miłośników Dawnego Fechtunku 2010

: 28 grudnia 2010
autor: Qba
Dlatego uważam że dla nauki i rozwoju warto ćwiczyć a jeśli walczyć to o coś.
Zawsze można walczyć o ostrzenie swoich umiejętności...
Wtrącając swoje trzy grosze..Walka sparringowa moim zdaniem jest potrzebna...Jak widać na przykładzie SMDF temat sprzętu jest rozwiązany...Tylko zapewnić broń i jazda...
Bo żadna walka na punkty nigdy nie będzie nawet zbliżona do realnego pojedynku.
Na SMDFie są zasady blossfechten, czyli walka bez opancerzenia, przeciwnik trafiony jest traktowany jako martwy...Więc taka walka na punkty jest logiczna.
Poza tym sparringi pokazują w rzeczywistości czy to co ktoś uważa, że umie, umie na prawdę...Co z tego, że ktoś jest cycuś malina technicznie, kata jakie chcesz też wykonane, że mucha nie siada. Co z tego jak to wszystko jest w warunkach kontrolowanych, zawsze można powiedzieć "stop", czy zwolnić...A w sparringu?? Stres, zero standardowych zagrywek, nie można w 100% przewidzieć co chce przeciwnik, tempo się zmienia...

Kata i ćwiczenie techniki samej w sobie jest ok..Nie neguje takiej formy nauki...Ale to jest dla mnie jakby ktoś umiał prowadzić samochód tylko czytając o tym jak to robić.

Re: Spotkanie Miłośników Dawnego Fechtunku 2010

: 28 grudnia 2010
autor: Vectir
drogus, to jest kwestia założeń przyjętych z chwilą rozpoczęcia treningu.

Ty przyjmujesz, że to co jest w tekstach źródłowych jest faktycznie efektywne, i że używana na Twojej grupie interpretacja materiału źródłowego zachowuje najistotniejsze sprawy. Przyjmujesz też założenie, że to co robisz da się sprawdzić w sparingu, jako najbliższej _legalnej_ oraz _wystarczająco bezpiecznej_ namiastce walki na ostre.

Graf przyjmuje, że metoda przekazu jest efektywna i zachowuje najistotniejsze sprawy. Graf odrzuca założenie, że jego trening jest weryfikowalny w sparingu, bo w sparingu nie ma niektórych istotnych elementów walki na ostre - konkretnie, poziom zagrożenia jest znacznie mniejszy niż na ostre. O ile dobrze zrozumiałem to, co napisałeś, Grafie.

Przyjęte założenia od samego początku mają decydujący wpływ na postać praktyki. Z kolei dyskusja o tych bazowych założeniach jest właściwie dyskusją o gustach ;-)

Pozdrowienia

Re: Spotkanie Miłośników Dawnego Fechtunku 2010

: 28 grudnia 2010
autor: keylan
GrafRamolo pisze:Ostatnie pojedynki i walki w Japonii z użyciem mieczy to słynna Restauracja Meiji. Czyli lata około 1900. Zatem upłynęło raptem 110 lat od ostatnich konkretnych weryfikacji szermierki japońskiej. Zatem możemy uznać że nie tak dużo i że przekaż jest w miarę adekwatny.
ostatnie bitewne zastosowanie szabli to akcja Wisła tuż po zakończeniu wojny, a jednak szermierka szabla znacznie odbiega od tego czego używali nasi drodzy sarmaci w 17 wieku.
miecz długi wyszedł z bojowego użycia w pierwszej połowie XVI wieku ale ostatnią walkę "sportową" nim przeprowadzono w pierwszej polowie XVIII wieku, miedzy szczytowym okresem XV wieku a tamtym zaszła spora zmiana co widać w traktatach.
Japonia miała długi okres szogunatu tokugawa podczas którego nie było żadnych większych wojen więc nie ciekawi cię czy przez ten okres nie doszło do jakiś wypaczeń?
Bo żadna walka na punkty nigdy nie będzie nawet zbliżona do realnego pojedynku.
hmm troszkę dziwne założenie. To tak jakby żołnierze ćwiczyli tylko strzelanie na zamkniętej strzelnicy bez wychodzenia na poligon wychodząc z założenia że poligon i tak nie będzie zbliżony do realnej wojny.
Fakt nie ma w niej elementu strachu o życie ale technicznie w dobrych ochraniaczach jestes w stanie przeprowadzić prawie każdą akcję, więc od strony sprawdzenia tego czy poprawnie się nauczyłes wykonywać daną technikę pod wpływem sporego stresu, wykończenia fizycznego i często bólu, jest jak najbardziej wykonalne. Jedyne co sie różni to nastawienie psychiczne oraz walka po trafieniu (np po lekkim draśnieciu w pojedynku może ci krew zalewac oczy, ręce moga zacząć tracić chwyt itd...) no ale na to nie ma sposobu na zbliżenie się do realiów. A zapewniam cię jest znaczna różnica między tym jak sobie wykonasz dana technikę czy sekwencję technik na sucho a tym gdy pot ci zalewa oczy, płuca pala a ręce nie są w stanie utrzymać broni.

Re: Spotkanie Miłośników Dawnego Fechtunku 2010

: 28 grudnia 2010
autor: GrafRamolo
Pewnie doszło do wypaczeń za czasów pokoju w Japonii ale też były i pojedynki i nieposłuszni roninowie. Na pewno za czasów wojen sztuka szermierki rozkwita podczas pokoju usycha ale potrzeba by znów wojen na miecze by odtworzyć dawny kunszt. To tak samo jak my ćwiczymy po parę h w tyg i uważamy się za znawców podczas gdy dawniej samuraj ćwiczył po 8-10h dajmy na to 6 razy w tyg od 5 roku życia do 60tego. Było minęło, myślę że trzeba wyciągnąć to co najlepsze z tego co możemy.

U mnie w szkole jeśli robimy kata nie ma słowa stop. Tak samo jak nie ma jasnego zakończenia. Wygrywa ten kto jest lepszy jedynie w formule ruchowej danego kata. Poza tym są sparingi zadaniowe. Dlatego to mi wystarcza jeśli chodzi o szybką weryfikacje.

(nadal widzę problem w rozumieniu słowa kata, chyba nie wytłumaczę tego słownie trzeba pokazać)

Natomiast walka to co innego. Tu wygrywa nie ten kto ma lepszą technikę a kto ma mocniejszą psychikę. Turnieje, ok ale nadal to nie to samo, choć faktycznie jeśli walczymy o 1 miejsce to stres jest spory. I tego szukam odwzorowania dużego stopnia ryzyka nie koniecznie za cenę obrażeń cielesnych. Dlatego wywnioskowałem sobie, że jak walczymy o coś co obie strony bardzo chcą osiągnąć występuje to co w realnej walce czyli wizja utraty czegoś o dużej wartości a za tym stres, ostrożność, napięcie itp. I tu pojawia się całe spectrum możliwości sterowania psychiką a nie tyko zdawanie się na technikę. Tego szukam w szermierce. Dla mnie to jest motywacja do nauki i to mnie interesuje w sztukach walki. Ale w tego typu walce mało jest miejsca na naukę lub analizę. Dlatego nie uważam tego jako dobre narzędzie edukacyjne. Za to bardzo dobry materiał do przemyśleń po, na szczęście mamy taką możliwość. Dawniej jej nie było (przynajmniej dla jednej ze stron) dlatego walka jako taka w moim odczuciu nie jest narzędziem nauki, jest jej celem.

Re: Spotkanie Miłośników Dawnego Fechtunku 2010

: 28 grudnia 2010
autor: Qba
Dlatego wywnioskowałem sobie, że jak walczymy o coś co obie strony bardzo chcą osiągnąć występuje to co w realnej walce czyli wizja utraty czegoś o dużej wartości a za tym stres, ostrożność, napięcie itp. I tu pojawia się całe spectrum możliwości sterowania psychiką a nie tyko zdawanie się na technikę. Tego szukam w szermierce. Dla mnie to jest motywacja do nauki i to mnie interesuje w sztukach walki.
Czyli, żeby walka miała sens jako taki musi być toczona o coś co jest wartościowe o coś co jak się straci będzie "bolało", a jak zyska to tym lepiej...
Proste. Przed każdą walką wyjmujesz z kieszeni 200 zł i przeciwnik robi to samo..Zwycięzca zgarnia całą pulę :) Walczysz o coś co jest wartościowe, jak przegrasz, to tracisz 200 zet...Stresik jest, czyli jest sens :)

Tak??

Re: Spotkanie Miłośników Dawnego Fechtunku 2010

: 28 grudnia 2010
autor: Sakura
Ciągłość przekazu we wschodnich SW polega najczęściej również na jeszcze jednej rzeczy.
Mianowicie mój główny nauczyciel u którego uczyli się wszyscy u których ja się uczyłem na początku i u którego później sam bezpośrednio poznawałem najważniejsze rzeczy miał w chwili śmierci 81 lat i ćwiczył japońską szermierkę od 13 roku życia. Daje nam to niemalże 68 lat doświadczenia treningowego. Przez tyle czasu na pewno miał własne przemyślenia, doświadczenia itp. Pomyślcie ile jest to godzin treningu, ile wylanego potu i to było niemalże całym jego życiem - nauka szermierki.
Jego młodość przypadła na czasy Drugiej Wojny Światowej i później wielokrotnie w niespokojnych czasach zdarzyło mu się wykorzystać umiejętności walki wręcz w realnych starciach.

Myślicie zatem, że osoba z takim stażem i doświadczeniem życiowym wciskałaby mi na treningu kit?

Ja ćwiczę 7 lat i się nad wieloma rzeczami zastanawiam, często w swoich rozmyślaniach nad technikami wracam okrężną drogą do punktu wyjścia który zdarzało mi się odrzucać definitywnie. Tak więc zdaję sobie sprawę, że wydumane przeze mnie rozwiązania mogą być błędne gdyż moje doświadczenie dopiero raczkuje w porównaniu do tego co przeszedł mój nauczyciel.

I uwierzcie mi, zdarzyło się kilka razy, że we własnym gronie podważaliśmy to co od niego usłyszeliśmy, ale zawsze wychodziło potem, że albo on miał rację albo po prostu źle go zrozumieliśmy.

W ten oto sposób zbudowało się moje zaufanie do tego co zostało mi przekazane. Ponieważ nauczycielem Hatakeyamy (mojego mistrza) był Sugino Yoshio http://www.aikidojournal.com/article?articleID=3 który miał 94 lata w chwili śmierci, ćwiczył od dziecka aż niemalże końca swoich dni. Jego nauczyciele byli jednymi z najbardziej utytułowanych mistrzów sztuk walki którzy uczyli się lub sami jeszcze żyli w epoce Meiji.

I choć mam świadomość wielu zmian jakie zachodziły w technikach szkoły w ciągu wielu tych lat (Hatakeyama nigdy ich nie ukrywał, wręcz o nich mówił) to jednak jestem cienkim bolkiem w stosunku do tych ludzi i zdziwiłbym się gdybyście Wy uznali się od nich za kogoś lepszego.

Pozdrawiam

Re: Spotkanie Miłośników Dawnego Fechtunku 2010

: 28 grudnia 2010
autor: kerikawon
Nie, opacznie to wszytko rozumiecie. Stres jest wtedy kiedy, wiem ze jak spieprzę i źle poprowadzę miecz to mi kolega w sparingu palce połamie.
A tyle razy to trenowałem, i powinno wyjść jak złoto...... kurna znowu na ostry dyżur ..............

Re: Spotkanie Miłośników Dawnego Fechtunku 2010

: 28 grudnia 2010
autor: GrafRamolo
Proste. Przed każdą walką wyjmujesz z kieszeni 200 zł i przeciwnik robi to samo
TAK! Wpadłem na to jakiś czas temu, tylko o ile stratę 200zł można jeszcze przełknąć i przeboleć o tyle 1000zł to już inna bajka :twisted:
Jak by na stole leżały 2tys gwarantuje że nikt by nie zaryzykował durnych wyskoków, a każdy atak przemyślał 5 razy zanim faktycznie go zadał. Zabawne bo w miarę wzrostu kwoty wzrastała by też aktywność procesów myślowych podczas walki czyli pieniądze są bodźcem do rozwoju myśli :)

Oczywiście to czysta spekulacja i teoria i nikogo nie zachęcam do tego typu hazardu bo to zapewne zabronione i nie legalne

Re: Spotkanie Miłośników Dawnego Fechtunku 2010

: 28 grudnia 2010
autor: Shouryu
Jedna uwaga. Szermierka została wyniesiona z pola bitwy bo tam powstała. To prawda. Ale rozkwitłą dopiero w okresie po Sekigaharze.
Na w bitwie sięgano po miecz w 2 przypadkach - gdy zawiodła inna broń ( łuk , włócznia ), lub gdy dochodziło do pojedynku między znaczącymi postaciami.
Natomiast rzesze bezrobotnych żołnierzy w okresie pokoju, musiały znaleźć jakieś zajęcie. Stąd wielu zakładało szkoły walki ( dlatego szkoły kenjutsu nie ograniczają się tylko do fechtunku mieczem ). Inni morderczo trenowali, by zdobyć posadę nadwornego nauczyciela szermierki.
A prowadziło to do tego, ze co rusz, ktoś kogoś wyzywał na pojedynek. Zatem praktycznie do czasów Restauracji Meji szermierka sie rozwijała i była weryfikowana. Dopiero gdy Japonia zmieniła kurs, na Europe, wszystko co tradycyjne gwałtownie straciło na wartości - w tym szermierka.
Ale militaryzm w okresie miedzy wojennym i w czasie II WŚ sprawił, że na nowo zainteresowano się tradycyjnymi sztukami walki. Wiadomo również , że w japońskiej armii miecze noszono nie od parady.
Potem, oczywiście przyszli amerykanie. Miecze wywieźli i zabronili trenować (podziękujmy im za iaito :twisted: ). W latach 50 wrócili do siebie. A sztuki walki mogły sie odbudować. O ironio, za sprawą zainteresowanych nimi amerykanów. Było to na tyle niedawno, ze żyją jeszcze naoczni świadkowie tych wydarzeń.
Tyle notki ( prawie ) historycznej.

Dawno temu na forum, ktoś wspominał o japońskim "podziemiu szermierczym" . Kojarzy ktoś temat nielegalnych walk ostrą bronią ?


O technice.
Jeśli technika jest nauczana poprawnie*, i się ją opanuje, to faktycznie , tylko czynniki psychiczne mogą przeszkadzać. Abstrahuję od przygotowania fizycznego.
* Czyli to co jest robione ma sens, jest przemyślane i zgodnie ze zdrowym rozsądkiem popartym wiedzą w temacie, powinno działać.
Do tego, to o czym napisał Sakura, czyli autorytet nauczyciela. Który swoim doświadczeniem niejako gwarantuje że to czego naucza jest skuteczne.


O sparingach.
Graf wciąż pisze o psychice. Sparing jest świetnym sprawdzianem ale i szkoleniem psychiki.
Dla mnie pierwsze walki jakie stoczyłem były niezwykle stresogenne. Ale im więcej walk stoczyłem, tym stres się zmniejszał. A włączała się jasna ocena tego co się wokół dzieje.
Mój osobisty stres nie wynikła z takich powodów jak Kerikawona ( strach o place). Ale ogólnej sytuacji konfliktu z druga osobą.
Jeżeli starcie z innym człowiekiem nie dale ci Grafie kopa adrenaliny, i musisz sie posiłkować czynnikami zewnętrznymi, to chylę czoła. :o
Ja walczę o przeżycie i taka motywacja w zupełności mi wystarcza.

Re: Spotkanie Miłośników Dawnego Fechtunku 2010

: 28 grudnia 2010
autor: Qba
Nie chodzi o to czy ktoś jest gorszy czy lepszy. Czy się uważa za lepszego czy gorszego..NMie chodzi o to czyje kungfu jest lepsze...Z dotychczasowych postów wynika jeden temat: Czy walki sparringowe mają sens w roli kształtowania podczas nauki :)

Re: Spotkanie Miłośników Dawnego Fechtunku 2010

: 28 grudnia 2010
autor: keylan
EDIT: spierdzieliłem quote i odpowiedziałem na nie ten fragment i nie ten post kóry chciałem :/ sorki.
Sakura pisze:Ciągłość przekazu we wschodnich SW polega najczęściej również na jeszcze jednej rzeczy.
Mianowicie mój główny nauczyciel u którego uczyli się wszyscy u których ja się uczyłem na początku i u którego później sam bezpośrednio poznawałem najważniejsze rzeczy miał w chwili śmierci 81 lat i ćwiczył japońską szermierkę od 13 roku życia. Daje nam to niemalże 68 lat doświadczenia treningowego. Przez tyle czasu na pewno miał własne przemyślenia, doświadczenia itp. Pomyślcie ile jest to godzin treningu, ile wylanego potu i to było niemalże całym jego życiem - nauka szermierki.
Jego młodość przypadła na czasy Drugiej Wojny Światowej i później wielokrotnie w niespokojnych czasach zdarzyło mu się wykorzystać umiejętności walki wręcz w realnych starciach.
jak najbardziej należy czerpać pełnymi garsciami z doświadczeń takich ludzi! To jest to czego Wam zazdroszczę.
GrafRamolo pisze: Natomiast walka to co innego. Tu wygrywa nie ten kto ma lepszą technikę a kto ma mocniejszą psychikę. Turnieje, ok ale nadal to nie to samo, choć faktycznie jeśli walczymy o 1 miejsce to stres jest spory. I tego szukam odwzorowania dużego stopnia ryzyka nie koniecznie za cenę obrażeń cielesnych. Dlatego wywnioskowałem sobie, że jak walczymy o coś co obie strony bardzo chcą osiągnąć występuje to co w realnej walce czyli wizja utraty czegoś o dużej wartości a za tym stres, ostrożność, napięcie itp. I tu pojawia się całe spectrum możliwości sterowania psychiką a nie tyko zdawanie się na technikę. Tego szukam w szermierce. Dla mnie to jest motywacja do nauki i to mnie interesuje w sztukach walki. Ale w tego typu walce mało jest miejsca na naukę lub analizę. Dlatego nie uważam tego jako dobre narzędzie edukacyjne. Za to bardzo dobry materiał do przemyśleń po, na szczęście mamy taką możliwość. Dawniej jej nie było (przynajmniej dla jednej ze stron) dlatego walka jako taka w moim odczuciu nie jest narzędziem nauki, jest jej celem.
1. czemu walczyć o coś? mozna przeciez walczyć by nie dostac czegoś ... ekhm przysłowiowego wpierd*lu. Przeszywka chroni przed złamaniami ale nie chroni przed bólem, jak ktoś ci zasadzi na pełnej prędkości i sile zornhaua to gwarantuje że się poskładasz. Nawet lekki zwerhau (poziome uderzenie w głowę fauszywym ostrzem) potrafi czasem wyświetlic ci wszystkie gwiazdy...
2.Sparing nie służy do korygowania wykonania techniki w trakcie :) on dla mnie jest sprawdzeniem poprawności wykonania całego wachlarzu technik w warunkach stresu, bólu, zmęczenia przy zmieniających się warunkach. to pożywka do dalszego analizowania swoich błędów po, z dodatkowym montywatorem do dalszego ulepszania w postaci siniakow :)

Re: Spotkanie Miłośników Dawnego Fechtunku 2010

: 28 grudnia 2010
autor: Qba
Przeszywka chroni przed złamaniami ale nie chroni przed bólem, jak ktoś ci zasadzi na pełnej prędkości i sile zornhaua to gwarantuje że się poskładasz. Nawet lekki zwerhau (poziome uderzenie w głowę fauszywym ostrzem) potrafi czasem wyświetlic ci wszystkie gwiazdy...
Oj tak...Ale przeszywka przed złamaniami nie chroni...Dobrze osadzony zorn i nie ma przebacz...

Re: Spotkanie Miłośników Dawnego Fechtunku 2010

: 28 grudnia 2010
autor: Shouryu
Kto jest dobry, ten nie musi nadrabiać siłą. :twisted:

Re: Spotkanie Miłośników Dawnego Fechtunku 2010

: 28 grudnia 2010
autor: Qba
Nie koniecznie....
Uderzenia muszą mieć "swoje"...Czyli szybkość i siłę..

Re: Spotkanie Miłośników Dawnego Fechtunku 2010

: 28 grudnia 2010
autor: kerikawon
Czasami wystarczy tylko szybkość i rotacja, a siła jest wykładniczą , o to wam chyba chodziło... :D

Re: Spotkanie Miłośników Dawnego Fechtunku 2010

: 29 grudnia 2010
autor: GrafRamolo
Wróciłem z pracy to napiszę troszkę dłużej.
Stres owszem nie neguje go, nie umniejszam, nie mówię, że go nie mam ale to nie jedyny aspekt psychiczny. (Sakura staram się po prostu nie myśleć o nim, miałem w życiu kilka sytuacji bardziej stresowych ale nie jestem adrenalin junky ;) )Wręcz odwrotnie mogę w kimś wzbudzić błędne przeświadczenie o jego wyższości pozbawić go strachu i zgubi go jego brak, to że zbyt się rozluźni zlekceważy mnie. Jest całe spektrum doznań, które towarzyszą nam podczas walki. Mi się właśnie gra nimi podoba najbardziej. Nie zrozumcie mnie źle nie twierdzę, że umiem więcej, jestem lepszy. Jeden lubi rozgryzać jak działa silnik inny projektować kształty aut a jeszcze inny ścigać się nimi. Upodobania. Mnie w szermierce pociąga ten aspekt, owszem uważam, że jest to nieco wyższy poziom niż skupianie się tyko na motoryce ruchu ale nie predysponuje się do miana wieszcza. Ja to lubię i dziele się przemyśleniami.

Ale chciałem napisać o czymś innym mianowicie o owych słynnych połamanych palcach.
Tak połamane palce są czynnikiem urealniającym, dodają stresu i wpływają dobrze. Jest jednak pewien problem z nimi. Jeśli staje się do pojedynku z PRZYJACIELEM nie zakłada się odrazu że połamie się palce, może połamie się palec może będzie zadrapanie, może siniak a może czyste trafienie bez szkody. Nie ma wizji nieuchronnych połamanych palców i zazwyczaj nikt nie przyjmuje najczarniejszego scenariusza z góry. A podczas prawdziwego pojedynku tak było, jeden padał drugi wygrywał, nie było kwestią czy będą obrażenia było kwestią. która ze stron je poniesie. Więc wracając do palcy to aby być wiernym z założeniami ideii prawdziwej walki, sparujemy się z PRZYJACIELEM i niezależnie od odniesionych ran na przegranego czekają inni KOLEDZY i po przegranym pojedynku łamią mu palce młotkiem. Z takim nastawieniem należało by podchodzić do pojedynków jeśli chcieli byśmy odwzorować wiernie realia walki. I to w dodatku w skali bo dawniej stawka była większa-życie.

I tu dochodzimy według mnie do kolejnego kluczowego zagadnienia filozoficznego, które myślę trzeba poruszyć. Jak zauważyliście pisałem Przyjaciel drukowanymi. Bo obecnie walczymy w gronie przyjaciół, znajomych, lub choć by obcych. Ale dawniej tak nie było, ten kto stawał na przeciw nas to był WRÓG. A pojęcie wróg zmienia wszystko diametralnie. Gdy przyłożymy to pojęcie do naszego systemu wartości każdy opisujący je przymiotnik staje w opozycji do określeń wobec przyjaciela. Ja sparing z przyjacielem pojmuję tak: Jeśli nawet bardzo chcę wygrać i bardzo bardzo mi zależy to wygraną chce osiągnąć jak najmniejszym kosztem krzywdy przyjaciela. Natomiast w przypadku wroga: Wygraną chce osiągnąć nie zależnie na krzywdę którą on dozna, nie zależy mi na tym co mu zrobię nie będę miał wyrzutów sumienia każde zachowanie usprawiedliwie sobie.

Jak dla mnie to fundamentalny problem. O ile stres i różne straty można sobie dozować, można jak by być szalonym dom zastawić (w Las Vegas pewnie tomiszcza można by o takich napisać) wtedy strata jet przeogromna, stres wielki, o tyle ja nie umiem udawać, że ktoś jest moim wrogiem, nie umiem celowo i z premedytacją wyrządzić krzywdy przyjacielowi lub nawet zwykłemu obcemu a potem spojrzeć mu w oczy jak by nigdy nic (a tak pojmuje idee wroga) Moi przyjaciele też tego nie potrafią nawet jak umawiamy się na ostry sparing (jeśli by potrafili znaczyło by to, że mają zaburzenia w psychice a wtedy nie chciał bym by byli moimi przyjaciółmi) A skoro tego nie potrafię to nie może być mowy o wiernym odtworzeniu prawdziwych realiów. O ile wiem jak zastąpić sobie stres lub jak go dozować o tyle na to pytanie jak zmienić swoje nastawienie a zarazem nie zmieniać go na zawsze (bo jak bym z przyjacielem walczył jak z wrogiem stracił bym przyjaciela) tego nie wiem a w moim odczuciu jest to fundamentalne zagadnienie filozofii walki.

Re: Spotkanie Miłośników Dawnego Fechtunku 2010

: 29 grudnia 2010
autor: [KoP]
I można Grafie stwierdzić, że wkraczamy ponownie w krąg pytania czym są sztuki walki. To co u mnie jest podkreślane, to nie tylko praktyczny aspekt technik, których się uczymy, ale i fakt, że sw powinny budować, tworzyć mosty, a nie je niszczyć. Obecnie celem adeptów nie jest pokonać wroga, a raczej zyskać przyjaciela. W rywalizacji, oczywiście, wykonując techniki poprawnie i skutecznie. Ale jednak zadaniem sw jest odpowiednie wychowanie ćwiczących.
Nie stwierdzę, że jest to aspekt bardziej istotny niż poprawna technika, jednak w moim rozumieniu są one na tym samym poziomie.

A co do połamanych paluchów, dla niektórych jest to motywacja, dla innych nie. Ja uważam, że ktoś, komu udało się zadać łamiące cięcie, mógł jednak inaczej wyjść z tej sytuacji. Można było mieć większą kontrolę nad mieczem, nad polem walki i wygrać pokazując zagrożenie, a nie tnąc z całej siły.
Oczywiście, jak widzieliśmy na dojo, prowadzi to do wypaczeń innej natury i potem trzeba ćwiczyć w inny sposób, żeby odnaleźć balans. Myślę, że właśnie to pojęcie równowagi jest kluczowe, cały czas poszukujemy jakiegoś kompromisu między tym czego uczyli się wojacy kiedyś, a czasami w których żyjemy obecnie. Temat ten można rozwijać dość długo, ale boję się, że za duży off top wyjdzie :p .

Re: Spotkanie Miłośników Dawnego Fechtunku 2010

: 29 grudnia 2010
autor: kerikawon
I dlatego z uporem maniaka, wrócę do formuły która występuje na FEDER-owych imprezach i turniejach. Tam w trosce o zdrowie PRZYJACIELA dbamy, aby przystępując do sparingu, był jak najlepiej zabezpieczony. Prawo Murphy'go działa, wiec lepiej dmuchać na zimne. Dzięki temu nie musimy wstrzymywać ataków, i możemy działać z pewna gwałtownością, podobną do walki o wszystko. Oczywiście odchodzimy wtedy od klasycznego wzoru walki na gołe klaty ale coś za coś. Choć nawet w tych zabezpieczeniach które mamy, też zdarzają się poważne urazy. I tu więc musimy się ograniczać z pewnymi technikami, lecz możliwości wykonywania technik są większe niż normalnie.
(Edit, w rozumieniu poważne bolesne urazy, miałem na myśli strzał federem w nieosłonięty fragment nogi nad kolanem, obite mocno obojczyki, oraz najczęściej występujące urazy stawów nóg- kolanowego nie zabezpieczonego liściem z boku lub skokowego wiadomo dla czego)

Re: Spotkanie Miłośników Dawnego Fechtunku 2010

: 29 grudnia 2010
autor: Jan Chodkiewicz
No i właśnie ta powyższa konkluzja (KoP) ilustruje co się takiego stało przez te 300 lat bez wojny.
Rzemiosło Wojenne zamieniło się w "Sztukę Walki". Sztukę tak samo iluzoryczną i łatwą do uwiedzenia jak współczesna rzeźba czy współczesne malarstwo... Oderwaną od rzeczywistości tak dalece, że jej adoratorzy szukają tysiąca sposobów by broń Boże nie wrócić do źródła. A chyba jasne jest jak słońce że szkoły Kenjutsu sparowały i wymyślały własny sprzęt ochronny... Szogunatowi udało się to, co chciał stworzyć. Wojownika który nad wojenne rzemiosło, przedkłada czytanie poezji, filozofię i kaligrafię. Drewno zamiast Stali - Do zamiast Jutsu...
Genialne uwarunkowanie, idealny przeciwnik... dla urzędnika.

AUTORYTET

Co do autorytetu, to jego siłę widziałem sam i wielu moich znajomych, szczególnie w Aikido. Tzw. "podkładanie się" dochodzi niekiedy do takiego poziomu, że ludzie sami lecą na glebę i poddają się ruchowi nauczyciela.

Wybaczcie, ale takie rozumienie autorytetu w dziedzinie, której w większości jesteśmy praktykami jest najlepszym sposobem żeby przez lata stać w miejscu.

Największym kłamstwem, które słyszę od lat, jest powoływanie się na autorytet w SW. Żeby zrozumieć to co napiszę, trzeba traktować to czym się zajmujemy jako umiejętność praktyczną, Rzemiosło i Kunszt a nie "Sztukę".
Pierwszą rzeczą, którą oceniam jak proszę kogoś o naukę, to to czy umie więcej ode mnie. W każdej dziedzinie. Muszę to zobaczyć, muszę to poczuć, muszę to wiedzieć - inaczej mogę stracić czas. W kuźni zobaczę to w ciągu pierwszych kilku sekund kucia. Ocenię jego pracę, dotknę, zrozumiem albo nie (tym lepiej) jak była wykonana. W walce musi mnie pokonać/trafić i jest to oczywiste.(nie koniecznie do zera, ale duża przewaga musi być)

Miara wojownika/żołnierza była ilość przeżytych kampanii, bitew, potyczek i pojedynków.
Musashi, wbrew temu co mogę tu przeczytać, uważał "że jego kungfu" jest lepsze. Pojedynkował się wielokrotnie i udowadniał to przez całe życie. Na Wschodzie i na Zachodnie szkoły szermierki i SW konfrontowały swoje umiejętności.

Tak się budowało Autorytet kiedyś i tak będzie się go budowało dzisiaj - przynajmniej w DESW.