No, to fajnie, że nie tylko o hamonach, horimonach, kesagiri i kto lepszy w koryu
No to zacznijmy od prostej, ale niezłej definicji filmu dokumetalnego (za Wiki):
Film dokumentalny – szeroka kategoria opisująca jedną z form ekspresji filmowej. Początkowo, tym co wyróżniało ten rodzaj filmów było dokumentowanie oraz przedstawianie faktów, co odróżniało je od filmów fabularnych, przedstawiających fikcyjne wydarzenia. Filmy dokumentalne były często tworzone w celach informacyjnych lub dydaktycznych
Podróż Dacascosa śladami Musashiego i jego legendy to jak najbardziej dokument! Tobie nie podoba się to, co o Musashim przedstawił scenariusz - zarzucasz mu opracie się na niesprawdzonych, płytkich mitach i potocznej wiedzy... OK! To pewnie prawda. Ale tu chodziło o pokazanie mitu i jego konsekwencji. To nie dysertacja naukowa, a film pokazujący konsekwencje fascynacji POTOCZNYM odbiorem mutujacej przez lata i kolejne wersje - słowne, filmowe, literackie - legendy o niezwyciężonym samuraju. To, że Dacascos bredzi - jak twierdzisz - z punktu widzenia historyka, nie zmienia faktu, że jego wyprawa śladami mitu została "udokumentowana i zdokumentowana": on tam był, to widział, tego lub owego (nieważne czy prawdziwego) się dowiedział...
Dokument to dopiero podstawa do własnych reminiscencji, impresji, przemyśleń lub poszukiwań widza. Ty dostrzegasz ahistoryzm i błędy interpretacyjne i faktograficzne, ja - cytuję - "W supernowoczesnym technicznie państwie chciałoby się porozwalać wszystkim przeciwnikom łby - choćby drewnianym wiosłem A to ciekawa obserwacja, mówiąca, że duchowo to my od średniowiecza tak daleko nie odeszliśmy... " Który ma rację? Może obaj - każdy w swoim odbiorze wynikającym z indywidualnych oczekiwań? A i tak fajnie wymienić się opiniami
