Ogrody japońskiego buddyzmu zen

Pradawna Japonia, jej historia, kultura i sztuka.

Moderator: Zarząd

Awatar użytkownika
fu
Posty: 18
Rejestracja: 25 lipca 2012
Lokalizacja: Lublin

Ogrody japońskiego buddyzmu zen

Post autor: fu »

Witam wszystkich, zamiast się przedstawiać i od razu pompować ześrodkowanie na sobie, pozwólcie, że czasem wrzucę jakiś temat, dziś jeden rozdział i jedna z moich pasji, napisałem go jakiś czas temu, ale jest chyba ciągle aktualny, jest tam parę słów z mojej przeszłości...

Ogrody japońskiego buddyzmu zen.
Jak wiemy, wyspiarskie położenie tego kraju i okresowa izolacja stworzyły jedyny w swoim rodzaju klimat dla rozwoju japońskiej kultury. Oczywiście najsilniejszy wpływ zewnętrzny miały tu Chiny. Zanim dotarł tu buddyzm religją panującą był zbiór wierzeń dzisiaj nazywany sinto. Cześć jaką otaczano zjawiska natury, oraz kult przodków z pewnością miał wpływ również na ścieżki rozwoju i ekspresję buddyzmu zen. Tak więc w sinto kultem otaczano np. górę Fudzi jako wyjątkowy i niepowtarzalny element natury. Bardzo stare drzewo, źródełko, wodospad, skała, czy jeziorko o wyjątkowym kształcie wszystkie one zamieszkiwane były przez duchy opiekuńcze, demony, bądź duchy przodków. Zwracano się do nich z prośbami o dobre zdrowie, szczęśliwe i długie życie. Szczególny kształt czy właściwości obiektu kreowały specyficzną symbolikę wiążącą go z kultem. Kiedy obiekt został uznany za przedmiot czci, bezwłocznie obszar na którym się znajdował otaczano pierścieniem z kamieni lub lin. Obszar który od tego momentu był już "czystym", czy uświęconym mógł mierzyć od kilku metrów kwadratowych do wielu hektarów. Od chwili uświęcenia jedynie kapłani sinto, bądź władcy mogli przekraczać ograniczający pierścień. Oczyszczenie było istotnym elementem przy składaniu czci zarówno dla kapłanów i władców, jak i dla zwyczajnych ludzi. Głównym symbolem tego oczyszczenia była woda, dlatego starano się by była ona obecna zawsze w takich miejscach kultu. Czasem był to strumień z wodospadem, czasem kamienna misa do płukania ust i mycia rąk. Jeśli chodzi o kult przodków to oprócz małych sanktuariów, czy nagrobnych obelisków które dotyczyły konkretnych osób lub rodów jako symbol bardzo często sadzono drzewo sasaki. Pierwszym określeniem ogrodu w tradycji japońskiej było niła, czyli "czyste" miejsce. W panteonie bóstw sintoistycznych centralne miejsce zajmowała bogini słońca Amaterasu-o-no-kami. Bardzo często centralne wzgórze skała czy wodospad były jej właśnie poświęcone. Aby uszanować kierunek obiegu słońca po niebie poprzez zgodność przepływu wody w ogrodowym potoku, jego "dające życie" źródło znajdowało się na wschodzie, a sadzawka "miejsce spoczynku" na zachodzie. To oczywiście determinowało kształt ogrodu. Kolejnym elementem zaczerpniętym z sinto, który miał wpływ na ogrody buddyzmu zen było grupowanie miejsc lub obiektów czci przyporządkowując im jednocześnie odpowiednie symbole. Przy czym symbole dotyczyły zarówno pojedynczych obiektów, jak i ich grup. Grupy te połączone ścieżkami i strumieniem tworzyły całość, a dla wiernych stanowiły zamknięty ciąg. Oddzielanie miejsc "czystości" liną, pierścieniem z kamieni, a czasami nawet strumieniem zachęcało raczej do ich kontemplacji niż do wchodzenia na ich teren, co później znalazło swój oddźwięk w ogrodach zen.
Kiedy pierwsze nauki buddyjskie zaczęły docierać do Japoni głównie przez Koreę kolejna karta w projektowaniu ogrodów została odsłonięta. Cała symbolika buddyjska przekazana poprzez Chiny a oparta w swych źródłach na ikonografii Indii znalazła swoje miejsce w kraju kwitnącej wiśni. Główną linią było dziodo-siu (dziodo-sin-siu), albo inaczej szkoła czystej krainy (Amidyzm). Odrodzenie w zachodnim raju Buddy Amidy poprzez proste powtarzanie jego imienia znalazło wielu zwolenników. W 618 r. powstał pierwszy z pośród znanych ogród przyklasztorny związany z dziodo. Koreański emigrant Rodzi-no-Takumi zaprojektował centralnie skałę symbolizującą Górę Sumeru (Meru), która w buddyjskiej ikonografii podpiera sklepienie niebieskie, górę leżącą w centrum wszechświata. W projekcie znalazł się mostek i pawilon widokowy. Kolejny ogród zaprojektowany został w 620 roku przez Sogaro-Umako. Znalazła się w nim sadzawka z małą wysepką. Wyspy później zaczęły symbolizować różne elementy buddyjskiej nauki, ale w tym przypadku miał to być buddyjski raj pomiędzy siedmioma morzami. Raj Amidy, Zachodni Raj, zaczął coraz częściej dominować w aranżacji ogrodów tego czasu. Wraz z typowymi symbolami łączonymi z Czystą Krainą, pojedyncze skały, czy ich grupy zaczęły również symbolizować różnych Buddów, inaczej różne aspekty ludzkiej osobowości. Połączone było to z kierunkami (stronami świata), np. Wajroczanę umiejscawiano w centrum, Amidę na zachodzie, Aksiobię, Ratnasambhawę i Amoghasidhi w pozostałych kierunkach. Kolejnym symbolem którym zajmiemy się szerzej przy omawianiu ogrodów zen są Trzy Klejnoty, Trzy Ciała Buddy, oraz pojedyncze formy Buddów, Bodhisattwów, Strażników, czy Opiekunów Dharmy, ktore umieszczo w postaci figur, bądź nadawano ich imiona poszczególnym elementom natury. Dla przykładu: duże kanciaste kamienie ustawione obok wodospadu symbolizowały Fudo-Mjoo strażnika buddyjskich nauk, ochraniającego źródło wody lub jej przepływ. Fudo, czyli nieporuszony. Natomiast woda ochraniana przez Fudo przyjmowała również określone znaczenie, symbolizowała np. praktykującego (wiernego) przechodzącego od źródeł pierwszego zetknięcia się z naukami, poprzez zakręty strumienia duchowej praktyki do jeziora które w Dziodo-siu było Czystą Krainą Amidy. Wodospad czasem kojarzono ze śmiercią fizyczną przenoszącą w inny wymiar np. do Zachodniego Raju, kiedy indziej znów z unicestwieniem ułudy, bądź z chwilą wyzwolenia z koła narodzin i śmierci. (Nieco inaczej wyglądało to w zen). Również inne buddyjskie szkoły jak Tendai, Niciren, a szczególnie szkoły tantryczne jak Singon miały duży wpływ na symbolikę ogrodów zen.
Amidyzm bardzo rozpowszechnił się w swoim czasie w Japoni, ze względu na prostotę szeroko trafiał do niższych grup społecznych. Ogrody spełniały tu jeszcze jedną funkcję. Raj Amidy można było zobaczyć, nie był tylko koncepcją. Jeziora, kwiaty lotosu, łąki pełne ziół i kwiatów, drzewa, sanktuaria, pawilony, wszystko to dla prostego człowieka znaczyło więcej niż teksty. Szczególnie jeśli kańdzi - alfabet oparty na chińskich znakach sprawiał trudności. W ogrodzie takim łatwiej było wyobrazić sobie nieśmiertelne dusze, czy istoty odrodzone do obcowania z pięknem szczęśliwością i wiecznością. Niektóre z ogrodów dziodo później przekształcono w ogrody zen np. Saiho-ji i Kingaku-ji w Kjoto.
Cofnijmy się jeszcze w czasie i rzućmy nieco światła na wpływy chińskie. Po pierwsze taoizm. Szeroka nauka u której podstaw leżą idee związane z przepływem energii czi (jap. ki) dotyczyła wielu dziedzin. Feng-szui zajmowała się określaniem najkorzystniejszego położenia budynków mieszkalnych, świątyń, rozmieszczania elementów natury, wszystko pod kątem właściwego przepływu energii czi. Znalezienie równowagii tej energii w ogrodzie wymagało ogromnego doświadczenia i dużej wiedzy. Wykorzystanie mocy Białego Tygrysa, Zielonego Smoka, Ognistego Feniksa, Czarnego Żółwia, czy Węża, które symbolizowały żywioły metalu, drewna, ognia, ziemi i wody było nielada sztuką. Skała, woda, drzewo, wodospad, wyspa, każda piędź ziemi ze wszystkim co się na niej znajdowało była zwykle złożeniem kilku żywiołów z przewagą jednego lub dwóch. Dodając ich wzajemne wpływy otrzymujemy coś w rodzaju złożonego heksagramu czi. Kolejny element taoizmu to malarstwo tuszem. Jego podstawowe założenia jak i sama sztuka zostały przeniesione do Japoni i tam nieco przekształcone. Generalne zasady chińskiego malarstwa tuszem znaleźć możemy również w japońskich ogrodach. Taoizm miał niewątpliwie wpływ na to jaką formę przyjął buddyzm w Chinach, a już najbardziej na szkołę Czan (jap. zen). Jego prostota, bezpośredniość i nieprzywiązywanie się do jednego punktu widzenia, gloryfikowanie natury i prostego trybu życia. Wszystko to jest dużym uproszczeniem na razie jednak poprzestańmy na tym.
Spójrzmy jeszcze przez chwilę na ideę bardzo popularną w buddyjskich klasztorach Chin. Jest to nic innego jak przyklasztorny ogród. Kawałek ziemi który spełniał wieloraką funkcję. Przyjmując dosłownie wskazanie o niezabijaniu i ślubowanie wyzwolenia wszystkich czujących istot częsta była w Chinach praktyka uwalniania zwierząt. Właśnie ogród przyklasztorny stawał się ich siedzibą. Staw przyjmował odkupione na targu ryby, ptaszarnie (ogromne namioty z siatki) zapewniały nietykalność niektórym gatunkom ptaków itd. Oczywiście również inne aspekty użytkowe ogrodu miały znaczenie. Cisza, spokojne miejsce gdzie mnisi mogli odbywać spacery, ćwiczenia ruchowe, oraz nieformalną praktykę medytacyjną. Nie muszę dodawać że tradycja ta nie ograniczała się do Chin.
Jest coś jeszcze co wpłynęło ogromnie na kształt i symbolikę japońskich ogrodów zen. Właściwie ogrody te kształtowane były równolegle przez buddyjską szkołę zen i ciano-ju wszystkie elementy ceremoni herbaty. Cremonia ta czasami uznawana jest za nieodłączny element zen. Moim zdaniem jest to podejście zbyt radykalne. Ciano-ju powstała na łonie zen, ale uzyskała popularność i sporą niezależność, tak jak wiele związanych z zen sztuk i istniała równolegle rozwijając się samodzielnie. Również ten niezależny rozwój i cechy charakterystyczne tylko dla ciano-ju wpłynęły na kształt ogrodów zen. Oczywiście w wielu klasztorach i śwątyniach zen ceremonia herbaty była kultywowana. Do ciano-ju używano głównie leciutko gorzkiej, sproszkowanej zielonej herbaty. Całą sprawę podobno rozpoczęli mnisi zen pomagając sobie w utrzymaniu uważności i świeżości ciała i umysłu w ciągu długich okresów medytacji. Bardzo szybko picie zielonej herbaty stało się modne w całej Japoni. Herbatę serwowano na dworach i w domach zwykłych ludzi. Można głęboko wchodzić w sybolikę, fazy i elementy tej ceremoni ograniczmy się tutaj do wpływu na japońskie ogrody. Wspomnijmy więc o rodzi ogrodach specjalnie projektowanych do ceremoni herbaty. Rodzi otaczając pawilon ceremonialny miały strząsnąć "kurz" codzienności i doprowadzić do stanu wyostrzonej percepcji i wrażliwości, aby przygotować do momentu kulminacyjnego czyli samej ceremoni która odbywała się już w pawilonie. W tym przygotowaniu niemal wszystko w ogrodzie spełniało jakąś funkcję i było precyzyjnie przemyślane. Ścieżki, skały, roślinność, strumienie i sadzawki - wszystko "prowadziło" w określonym kierunku. Kido Takajosi jeden z pierwszych propagatorów i mistrzów ceremoni herbaty na początku swojego pamiętnika napisał: "Czułem się jakbym zstrząsnął cały ciężar świata i został dziś oczyszczony".
Sztuka budowania ogrodów przekazywana była od wieków. Jedna z obszerniejszych i najstarszych ksiąg traktujących o projektowaniu i budowaniu ogrodów to Sakutei-ki (The Way of Gardening). Wspomnijmy kilka nazwisk. najznamienitszych projektantów ogrodów. Soseki Musokokusi (1275-1351) był kapłanem zen, a w projektach swoich ogrodów połączył tradycję Czystej Krainy z wpływami ciano-ju i zen. Jego ogrody są interpretacją stylu sasui w malarstwie. Zawierają sadzawki, wodospady, wyspy i mostki oraz bogate obsadzenia krzewami. Typowy przykład jego stylu to Tenrju-dzi i Todzi-in. Jedyny w swoim rodzaju jest ogród mchów przy Saiho-dzi. Kobori Ensiu był mistrzem ceremonii herbaty. W początku XVII w. projektował ogrody głównie w Kjoto. Jego ogrody były otwarte i jasne. Lubił bramy i latarnie. Wprowadził siakei (zapożyczony widok), gdzie części ogrodu były możliwie dokładnym odwzorowaniem naturalnych stanowisk krajobrazowych. Senno Rikkju (1520-1591) był jednym z najwybitniejszych mistrzów ceremonii herbaty. Nie był tak wielkim projektantem jak Soseki, czy Ensiu, ale wniósł ogromny wkład w krystalizowanie się stylów. Zwęził ścieżki, zmniejszył ogród, stworzył więcej zacisznych zakątków. Zebrał i usystematyzował idee zarówno ceremonii cherbaty jak i projektowania ogrodów.
Dwa podstawowe typy japońskiego ogrodu zen to: sansui i karesansui. Tłumaczenie nazwy pierwszego to san - góra i sui - woda. Wykorzystywano w nim naturalne wzniesienia i skały, oraz strumienie i sadzawki, bądź budowano je, zawsze jednak była tam obecna woda. W karesansui woda była imitowana przez piasek, żwir, bądź odpowiednio układane, czy grabione kamienie. W sansui znajdziemy kilka elementów wykorzystujących wodę jako wspaniały materiał twórczy. Będąc ciągle w ruchu woda tworzyła niepowtarzalne i bezustannie zmieniające się "rzeźby" w postaci wodospadów i kaskad, wijących się miękko, bądź ostro przecinających płaszczyznę strumieni, oraz tańczących falami na wietrze tafli sodzawek. W karesansui rolę tą przejmował rytm kamieni, lub faktura żwiru. Kolejny element ogrodu to skały. Głazy różnej wielkości i kształtu w przeróżnych aranżacjach. Czasem tworzące wyspy, czasem wyniesienia, a czasem wolno stojące były pieczołowicie dobierane. Roślinność to cały ogromny rozdział. Ogromne drzewa - ginko biloba, klony, cedry, sosny, kryptomerie, sofory, oczary... Drzewa miniaturowe - purpurowe palmowe klony, karłowate sosny, wiśnie, śliwy, brzoskwinie... Krzewy - azalie, rododendrony, kamelie, kaliny, pigwowce, enkianty, pierisy, hortensje, tawuły... Duża ilość mchów, porostów, pnączy, traw i bylin. Ważne były również rośliny wodne. Całości dopełniały elementy architektoniczne: latarnie, mostki, ścieżki, bramy, kamienne misy na wodę, stupy, bambusowe sodzu, oraz pawilony o różnym przeznaczeniu.
Szczególnym rodzajem karesansui jest ogród skalny zbudowany na planie prostokąta, w którym znajdziemy jedynie skały i żwir. Z roślin dopuszczalne było użycie jedynie mchów i porostów. W ogrodzie takim najistotniejsze było dobranie i rozmieszczenie skał. "Skały i żwir" to typ ogrodu jedyny w swoim rodzaju, typ nie spotykany nigdzie indziej poza zen.
Przejdźmy wreszcie do dokładnego opisu wszelkich symboli jakie znajdziemy w ogrodzie zen. Przed wejściem na teren świątyni, klasztoru, czy samego ogrodu pielgrzym, mnich nowicjusz unsui , oraz każdy odwiedzający miał zwykle do pokonania pewien odcinek drogi. Im surowszy klasztor tym ścieżka ta była dłuższa. Stanowiąc przygotowanie, dając czas na opadnięcie kurzu codzienności, kręta ścieżka wiodła pod bramę główną. Właśnie brama jest bardzo istotnym symbolem w zen. Każdego wieczoru na zakończenie formalnej praktyki śpiewamy cztery ślubowania bodhisattwy, cztery główne ślubowania mające swe korzenie w buddyżmie mahajany. Trzecie z nich brzmi: "Niezmierzone bramy Dharmy ślubuję przeniknąć", lub w innym tłumaczeniu - "Bramy Dharmy są niemożliwe do przejścia, ślubuję je wszystkie przeniknąć". Mówi się iż trening duchowy nie ma końca, jednak dawni mistrzowie ustanowili na drodze bariery, przeszkody po to by przy przekraczaniu każdej z nich można było się czegoś nauczyć. Dla przykładu księga koanów Mumonkan to zbiór 48-iu, czy właściwie 50-ciu takich bram. Każda z nich to urzeczywistnienie. "Mu" znaczy - nie, "mon" to - brama, czyli mumonkan to nie-brama, lub bezbramna brama. Potencjalnie każda brama do klasztoru , ogrodu bądź tori wolno stojąca symbolizowała urzeczywistnienie (satori, kensio), czy duchową realizację. Zachęcała do praktyki duchowej, ale i do ciągłej uważności, gotowości. W chwili przechodzenia przez nią miała przypominać o przemijalności czasu. Bardzo często przejście przez bramę było pretekstem do testu zrozumienia uczniów zen. Nie raz aby przejść konieczne było otwarcie oka zen, inaczej mówiąc, aby przejść trzeba było najpierw "umrzeć". W jednym z bardzo starych koanów w bramie takiej stoi surowy strażnik nauki Ni´o z mieczem w ręku pytając o główną zasadę zen. Jeśli powiesz słowo zetnie twoją głowę, jeśli pozostaniesz milczący, nie będziesz w stanie wejść, co uczynisz? Jeden z mistrzów zen powiedział kiedyś: nawet jeśli zdołasz przejść przez bramę ogrodu, ale twój umysł pozostanie zamknięty jaki pożytek z tułania się po alejach i ścieżkach, nie dostrzeżesz nawet pojedynczego źdźbla trawy. To bardzo surowe podejście, ale pokazuje ono jak ważne są pierwsze kroki jakie stawiamy w ogrodzie, jak ważne jest to przekraczanie bramy. Czasami mówi się w buddyjskich naukach, że pierwszy krok determinuje, czy wpływa na wszystkie kolejne. Innymi słowy przekroczenie każdej bramy zmienia nasze życie. Idąc jeszcze dalej moglibyśmy zformułować to następująco: wszystko co przyszło na świat będzie musiało umrzeć, albo - nie ma w świecie zjawisk nic stałego. Japończycy kochali się w stawianiu "tori do nikąd", bram nad brzegiem morza, czy jeziora, na skraju łąki, czy zagajnika. Symbolika tego jest jakże poetycka. Nawet nie zmierzając do żadnego celu bądż przebudzony, bądż otwarty i uważny, traktuj każdą chwilę jak wejście w nowy świat. Tori przejęta została jeszcze z sinto, gdzie jej symbolika była nieco inna, jednakże zaadoptowała się w buddyźmie doskonale.
Przechodząc przez Wielką Bramę
Surowej świątyni zen,
Zakwita kwiat.
Kjosi
Staw nazywano kokoro dosłownie serce rzeczy i bardzo często nadawano mu formę sercowatą, lub naśladującą ideogram (znak w alfabecie kandzi) sin , co tłumaczyć można jako serce-umysł. Rozległa tafla wody wnosiła do ogrodu spokój i majestat, delikatnie dotykana powiewem wiatru poprzez ruch wnosiła życie. Kiedy indziej staw był rozciągnięty i łagodnie przechodził w strumień. Wtedy zwykle wzdłuż niego budowano ścieżkę. Razem ścieżka i staw ze strumieniem symbolizowały Drogę. Pisana przez duże "d" jest ważnym określeniem używanym w zen. Jako synonim duchowej praktyki, życia, mądrości, oświeconego działania, sama w sobie stanowi koan, pytanie, problem. Nie raz spotykamy to określenie w mondo słownych potyczkach między nauczycielem i uczniem, czy między praktykującymi. "Zwyczajny umysł jest Drogą", "Powód nie jest Drogą" mistrza Nansena, "Oto jedna droga" mistrza Kenpo, "Nie myśl dobrze, ani źle" patriarchy Eno, Wszystko to są odpowiedzi na pytanie - Czym jest prawdziwa Droga? Innymi słowy jak żyć, jaki jest sposób życia przebudzonej, oświeconej osoby ("Człowieka Drogi" o jakim mówił mistrz Goso Hoen). Kiedy zadano takie pytanie Hakuinowi (mistrzowi zen linii rindzai), a więc "Czym jest Droga?" odpowiedział: "idź". Znajdziemy w ogrodach zen ogromne bogactwo różnych rodzajów ścieżek. Od szerokich, zbudowanych z ogromnych płaskich głazów śmiało przecinających dziedzińce świątyń, czy wiodących do głównej bramy ogrodu, do znikających w gęstwinie żwirowych ścieżynek o wężowych splotach. Czasem kamienie osadzone były w mchu czasem obsypane żwirem lub piaskiem. Niekiedy ścieżki były regularne i rytmiczne częściej jednak tak wtopione w naturę, że z trudem odgadujemy, że zostały zbudowane ludzką ręką. Czasami płaskie, kiedy indziej pnące się stromo do góry, lub spływające w dół jak potok. Podkreślały klimat danego ogrodu lub jego części. Jedna z piękniejszych aranżacji to przejście po kamieniach na drugi brzeg strumienia lub sadzawki. Znaczenie symboliczne jest tu oczywiste, przekroczenie ułudy, osiągnięcie oświecenia zwanego bardzo często "drugim brzegiem", wyzwolenie z koła narodzin i śmierci. Nie bez znaczenia był dźwięk jaki wydawała ścieżka pod stopami. To również budowało klimat i przy każdym kroku wprowadzało życie.
Moje istnienie było jak odbicie księżyca w wodzie zebrane w dłoni,
O którym ktoś wątpi, czy tam jest, czy nie.
Tsurajuki
Innym elementem o znaczeniu symbolicznym są wyspy. W dawnych wierzeniach Japończyków, wyspy zamieszkiwane były przez dusze przodków, buddyzm przyniósł inną symbolikę. Typowe kształty wysp w ogrodzie zen to: żółw - symbol zarówno długowieczności, czy nieskończoności czasu, jak i wytrwałości i cierpliwości; żuraw - z rozpostartymi skrzydłami symbolizujący również długowieczność. Do obu tych symboli przyporządkowano symbolicznie wiek : żółw - 10 000 lat, żuraw - 1000 lat. Pisałem już wcześniej o skałach które symbolizowały Fudo Mjoo strażnika Dharmy, czasami była to inna postać z buddyjskiej ikonografii która znalazła swoje miejsce w zen (nie zachowując jednak tak dużego znaczenia jakie miała w innych buddyjskich sektach): Hakurjusan - Biały Smok, opiekun świeckiego treningu duchowego; Dzidzo - Bodhisatwa współczucia; Basara bosatsu - Bodhisatwa, który osiągnął oświecenie w kąpieli. Również grupy wysp miały swoje znaczenie symboliczne. Tak samo jak grupy skał ustawionych na suchym gruncie, trzy wyspy symbolizowały Trzy Klejnoty - Buddę, Dharmę i Sanghę. Pierwszy z nich dotyczył zarówno historycznego Buddy Siakjamuniego, jak i fudamentalnej, Prawdziwej Natury każdego człowieka, innymi słowy tego, że każdy z nas jest buddą. Dharma, z kolei to nauki patriarchów i mistrzów, ale jednocześnie to w jaki sposób nauki te są żywe we wszelkich działaniach każdego z nas, we wszystkich sytuacjach życiowych. Sangha , trzeci klejnot to wszyscy praktykujący, wszyscy buddyści, jednak inne spojrzenie, inny sens tego określenia dotyczy wszystkich żywych istot. Istnieje jeszcze inna symbolika "trójki". Trzy kaje Dharmakaja - bezforemne ciało buddy, bezkształtna przestrzeń z której wyłaniają się wszelkie formy; Sambogakaja - potencjalne ciało buddy, uformowany, ale nie przejawiony potencjał bezpośrednia przyczyna powstawania form; Nirmanakaja - przejawione ciało buddy, pojawiające się formy. Triady skał mają różne nazwy w zależności od ich doboru i aranżacji w przestrzeni: ciukai, siumi-sen. Wszystko to brzmi bardzo teoretycznie, zen dba raczej o realizację tego, czym są te trzy kaje w życiu każdego z nas, czym one są tu i teraz. Również w aranżacji ogrodu rzadko sztywno trzymano się tej symboliki. Ważniejszy był sam widok, czy chrzęst żwiru pod nogami, widzenie słyszenie, czucie niż uświadamianie sobie znaczenia symboli.
Kiedy spokojnie obserwujemy rzeczy,
dostrzegamy, że wszystkie są pełne i całkowite.
Basio
Skały grupowano nie tylko w triady. Zwykle w grupie była ich nieparzysta ilość. Siedem, dziewięć, dwadzieścia jeden to liczby z symboliki buddyjskiej, jednak nie trzymano się tego ściśle. Jeśli chodzi o symbolikę poszczególnych skał nie ogranicza się ona tylko do przyporządkowania im imion poszczególnych Buddów, czy Bodhisattwów. Czasem dostawały imiona mistrzów zen, patriarchów, czasem nazwy zwierząt, kiedy indziej pozostawały bezimienne. Skały o szczególnych kształtach były bardzo cenione i poszukiwane. Dodajmy, że w Japonii o skały takie jak granity nie było nigdy łatwo, popularniejsze, ale mniej efektowne i mniej trwałe były młodsze skały wulkaniczne takie jak bazalty.
Zazen-seki to ciekawy przykład skały o szczególnym przeznaczeniu. Służyła ona do medytacji zazen, w tym celu jej wierzchołek był płaski. Póltorametrowa wysokość nie zachęcała do drzemki podczas medytacji. O-karikomi był również często wykonany ze skał, według dawnej chińskiej przypowieści był to statek-skarbiec przewożący siedem bóstw dobrego losu. O-karikomi pojawiał się na oceanie ze żwiru, lub w otoczeniu azalii, czy kamelii strzyżonych w morskie fale. Sczególnie w okresie ich kwitnienia efekt był zaskakujący. Japonia jest krajem górzystym, często więc przestrzenie widokowe ogrodów zamykał daleki szczyt górski.
Dalekie szczyty górskie
Odbijają się w oczach ważki
Issa
Wodospad po japońsku isi-gimi-taki, czyli dosłownie kamienna droga dla spadającej wody. Inne znaczenie tych samych znaków to rju czyli smok. Wodospad to miejsce ogrodu o największej energii, punkt skupienia wielu linii (ciągów projektu) ogrodu. Czasem symbolizował Wielką Śmierć i Wielkie Odrodzenie innymi słowy satori kiedy to umierają złudzenia, a nasza prawdziwa natura zostaje odsłonięta. Był również atrybutem Kandzeon (skr. Awalokiteśwary), tego który słyszy dźwięki świata, wołanie świata o pomoc i odpowiada dając nektar mądrości i wyzwolenia. Oprócz miarowego brzmienia cykad, stukania bambusowego sodzu i szumu liści dźwięk wodospadu był centralny, najgłośniejszy i nieprzerwany. Często wraz z jeziorem nazywano go sercem ogrodu, tłoczącym energię i skupiającym uwagę w centrum. Miejsca widokowe projektowano tak by wodospad wyglądał najciekawiej. Brano pod uwagę również dźwięk jaki wydawała woda, tak by słyszano go w pożądanych miejscach ogrodu, inne pozostawiając w absolutnej ciszy. Czasami na werandzie frontowej pawilonu herbacianego szum wodospadu był tak wyraźny jakby zbudowany był tuż obok, natomiast ogródek skalny (skały i żwir) znajdujący się na tyłach tego pawilonu przepełniony był przeszywającą uszy ciszą.
Kiedy usłyszysz plusk kropli wody,
Wpadających do kamiennej misy,
Poczujesz, że cały kurz twego umysłu został zmyty.
Rikkju
Mostki pozwalały przejść na drugi brzeg sadzawki, czy strumienia, czego symboliczne znaczenie zostało już omówione, uzyskać widok znad wody, łączyć wyspy. Walor estetyczny samego mostu był niebagatelny. Zwykle mostek był płaskim, czasem łukowatym nieociosanym kamieniem wspartym na głazach z obu końców. Mostki drewniane o budowie zbliżonej do mostów chińskich były rzadziej używane w ogrodach zen. Znajdziemy w ogrodzie zen jeszcze inne elementy architektoniczne. Kamienne latarnie spełniały wiele funkcji - oświetlały ścieżki i ich skrzyżowania, bramy, czasem były małymi sanktuariami gdzie palono ogień za zmarłych. Duże, pokryte mchem symbolizowały ponadczasowość i trwałość, a ogień palący się w ich wnętrzu będący dopełnieniem symbolizował zmienność i nietrwałość. ciekawy jest paradoks, iż równie dobrze brzmiałaby zamiana tych symboli. Istniało wiele stylów latarni: kasuga, nigatsudokata, yuki-mi-doro "latarnie przeciwśnieżne", ośmiokątne hakaku-no-doro, oraz od nazwisk ich rwórców latarnie Oribe, Rikkju i Ensiu. Inny element architektury to kamienne naczynia na wodę. Ciodzubaci z kamieni poddanych obróbce, o kształcie mis, czy ogromnych czarek , ustawiane przed świątyniami, czy sanktuariami, tsukubaci surowe, wykorzystujące naturalne zagłębienia w kamieniu. Do tych ostatnich trzeba było schylić się by zaczerpnąć wody (zwykle bambusowym czerpakiem). Gest ten miał swoje znaczenie symboliczne, przypominał o pokorze i oddaniu praktyce duchowej. Przy ceremonii herbaty , czy kontemplacji ogrodu pomagało to stworzyć sprzyjające nastawienie. Zestroić uwagę, receptywność i pomóc w przekroczeniu oporu jakie stawia ego, innymi słowy w przekroczeniu granicy pomiędzy wewnątrz i na zewnątrz. Co do symboliki wody, zachowała ona dawne znaczenie oczyszczenia, w zen jednak ważniejszy był sam gest, jedność w tej jednej chwili zetknięcia ciała i wody. Zanużywszy dłonie w kamiennej misie, czy woda w niej zgromadzona i twoje dłonie są dwoma,czy też jednym? Kiedy przechylasz czarkę z herbatą dotknąwszy jej brzegu ustami, czy ty i herbata jesteście jednym, czy dwoma? Bardzo znane jest powiedzenie dotyczące osobistego doświadczenia w treningu duchowym, albo po prostu rozpoczęcia praktyki zamiast nurzania się w filozoficznej grze słów - "Sam musisz napić się wody, dopiero wtedy będziesz wiedział czy jest ona zimna, czy ciepła".
Sodzu niewielkie bambusowe urządzenie działające jak wahadło, nabierając i wylewając wodę przepełniało od czasu do czasu zakątek ogrodu dźwiękiem uderzenia bambusa o kamień. Nie raz otwarcie umysłu - satori miało miejsce pod wpływem nagłego hałasu, dźwięku, to prawdopodobnie również wpłynęło na umieszczenie sodzu w ogrodzie. Poza tym stukanie, to połączone z wylewającą się wodą wprowadzało nieco życia w ciszę niektórych zakątków. Czasami były one celowo oddzielone płotkami, roślinami, czy naturalnymi skarpami, by stworzyć intymną atmosferę do medytacji, czy kontemplacji natury.
Jeszcze parę słów o relikwiarzach sotoba (chiń. szuai-tu-po, skr. stupach). Rodowód stup sięga jeszcze czasów przedbuddyjskich i to nie w Japonii, ale w samych Indiach. Generalnie budowle te miały przechowywać prochy szczególnie szanowanych osób. Buddyzm rozszerzył jeszcze zakres użyteczności stup. Powstało ich wiele rodzajów. Jedne służyły do przechowywania sutr, siastr i tekstów z zakresu buddyjskich nauk, w innych składano relikwie samego Buddy Siakjamuniego, lub wielkich nauczycieli buddyjskich, wreszcie siedem cennych materiałów, (np. ziemia z miejsc gdzie przebywał Budda). Zen nigdy nie kładł nacisku na ten aspekt religijności, chociaż w wielu klasztorach, świątyniach i ogrodach można znaleźć stupy. Nie są one tak okazałe jak w Tajlandii, Birmie, czy nawet w Tybecie i Nepalu. Dla przykładu opiszę symbolikę japońskiej stupy pięciostopniowej, również z tego powodu, iż używano tego wzoru przy obeliskach nagrobnych bardzo powszechnie spotykanych na przyklasztornych cmentarzach, a nawet w zakątkach niektórych ogrodów zen. Dwie dolne części, sześcienna podstawa (symbol fundamentalnej zasady) i kula spoczywająca na niaj (symbol wiedzy) odpowiadają za świat rzeczywisty - dzitsu-dzai-kai. Trzy umieszczone wyżej części to symbol świata zjawiskowego - gensio-dzai-kai (pierwsza w postaci stożka zwróconego podsrawą do dołu, druga półkuli o podstawie zwróconej ku górze), dwie poniższe już opisane to istoty nieożywione, a najwyższa w kształcie kropli, istoty żywe. Istnieje jeszcze inny podział, cztery niższe elementy to dualistyczny aspekt rzeczywistości, a najwyższa w kształcie kropli to aspekt niedualistyczny. Jedność świata zjawiskowego i rzeczywistego taidzokai i kongokai znajduje swoje miejsce w budowie tego rodzaju stupy. często stupy, szczególnie te w kształcie pagód to poświęcone były Królom Strażnikom Dharmy. Pagoda, czy stupa nadawała szczególny, poważny i wzniosły charakter części ogrodu w której stała.
Również rośliny miały swoje symboliczne znaczenie. Przede wszystkim lotosy w ogrodowym stawie, kwitnąc w odpowiedzi na światło wschodzącego słońca stały się symbolem spontanicznego rozwoju (skr. svajambhu), drugi aspekt symboliczny, to czystość i doskonałość, gdyż kwiaty lotosu chociaż wyrastają z błota kwitnąc są nieskalane i czyste. Inne znaczenie symboliczne, to podstawowa substancja istnienia (skr. prthivi), oddanie praktykującego Dharmie, symbol duchowego wyzwolenia, które zakwita w samsarze (świecie podległym ułudzie, cierpieniu, narodzinom i śmierci) nie będąc przez nią kalanym. Szlachetne piękno tych kwiatów już samo wystarcza, by napełnić oglądającego rozkoszą, tak cudownie jak lotos w ogrodzie zen wygląda chyba tylko kwiat we włosach ukochanej, pięknej kobiety. Śliwa kwitnąca wraz z pierwszym odejściem przymrozków to symbol wytrwałości, szczerości i odwagi. Brzoskwinia to łagodność i szczodrobliwość. Istotne było również strzyżenie i formowanie roślin. Do strzyżenia doskonale nadawały się azalie i kamelie, z których formowano kształty wielu symbolicznych szczytów buddyzmu: gór na których wygłaszał kazania Budda, Góra Gudakutra, Góra Koguciej Stopy, Tien Tung Szan, Han Szan , Siedem Cudownych Szczytów Chin, Góra Horai (siedziba nieśmiertelnych), Góra Sumeru i wielu innych. Góra Fudzi zajmowała często szczególne miejsce.Wszystkie powyższe symbole gór używane były przede wszystkim w ogrodach skalnych, przyporządkowane poszczególnym skałkom, lub ich grupom. Symbolika używana w bonzai stosowana była również w stosunku do drzew średniej wielkości, rzadziej do rozłożystych gigantów. Potrójne rozgałęzienie było symbolem połączenia "nieba", "człowieka" i "ziemi".
Świątynie i klasztory zen były w dużej mierze samowystarczalne pod względem wyżywienia. Przyklasztorny ogród warzywny, niewielkie ryżowe poletka, owocerosnących tam roślin . Pamiętam w Bukkokudzi zbieraliśmy jesienią owoce miłożąbu ginko biloba, cuchnący niejadalny miąsz otaczający nasiona w kształcie kasztanów należało obrać, resztą zajmowali się mnisi, a w środku zimy był to wspaniały składnik diety. W tylnej części ogrodu rosło niewielkie drzewko figowe. Kiedy owoce zaczynały dojrzewać dziwnym trafem często zdażało mi się tamtędy przechodzić. Dieta klasztorna nie należała do najbogatrzych, więc nie byłem jedyny. Fig było tylko kilka, więc trzeba było wykazać się refleksem. Któregoś popołudnia przemknąłem się na tyły ogrodu. Jedna była dojrzała. Zręcznie podskakując zerwałem owoc i rozglądając się czy nikt nie patrzy usiadłem z tyłu jednego z budynków i rozpocząłem ucztę ciągle rozglądając się na boki. Muszę dodać, że chociaż zrywanie owoców nie było zabronione, zwykle wszystko przynosiliśmy do podziału między wszystkich. Minęło kilka chwil zanim obrałem figę i pałaszując przypadkiem spojrzałem do góry na strome zbocze wzniesienia rozciągającego się tuż obok świątyni. Opat i mój ówczesny nauczyciel Rosi Sama patrzył na mnie z góry z szerokim uśmiechem wsparłszy ręce na kolanach... Wieczorem u wezgłowia mego miejsca do spania dostrzegłem brzoskwinię. Niestety nie tylko z powodu jedzenia, ale również surowej dyscypliny i intensywnego treningu wyjeżdżając z Japonii ważyłem tylko 48 kg. Nawet kilka minut spędzonych na chwytaniu resztek słońca podczas jesiennych chłodów potrafiło nieco rozgrzać. Lubiłem siadać po słonecznej stronie stupy, która często stanowi integralną część ogrodu. Rozciągał się z tamtąd widok na przyświątynny cmentarz. Właśnie cmentarze zwykle bardzo zadbane niejednokrotnie przylegają do ogrodów, a czasami stanowią ich integralną część.
Cały ogród zen, nie tylko poprzez zawarte w nim symbole dotyczy doświadczenia jedności wszystkiego, przekroczenia ja i moje. Każdy widok, każda aranżacja ma za zadanie sprowokować, ułatwić doświadczenie, że oprócz niezależności każdego z nas, jesteśmy również zależni od wszystkiego, co więcej jesteśmy Jednością, Całością i Pełnią. Trening zen zajmuje się bezpośrednio jednym z najsilniejszych nawyków, czy poglądów człowieka, czymś co powoduje wiele cierpienia, jednostronnym postrzeganiem rzeczywistości. Widząc jedynie podziały i różnice, bez doświadczenia Jedności cierpimy sami i sprawiamy dodatkowy ból innym. Oczywiście bez żywego treningu najlepiej z mistrzem, ogród zen dostarczy najpewniej jedynie interesujących doznań estetycznych.
Ogrody powstawały przy klasztorach, świątyniach, czasami przy sanktuariach, bądź stupach, ale również przy domach mieszkalnych. Sam układ ogrodu był nierozerwalnie związany z funkcjonowaniem danego miejsca. Dla przykładu w klasztorze rindzai ścieżka obok zendo -sali do medytacji musiała być przystosowana do szybkiego kinhin - zazen w ruchu. Rano jeszcze w półmroku rząd mnichów z rytmicznym stukaniem drewnianych sandałów geta okrążał budynek. Mlecznobiała para oddechów, ciemne szaty i jasno połyskujące ogolone głowy. Wyglądało to jak niewielka codzienna porcja nie kończącego się maratonu. Wszelkie elementy treningu, czy funkcjonowania świątyni implikowały podstawowy plan ogrodu. Rozmieszczenie budynków ich wysokość i kształt, bramy, ścieżki wszystko było starannie zaprojektowane w oparciu o bardzo szeroką wiedzę zarówno z dziedziny symboliki buddyjskiej, architektury i sztuki jak i funkcjonalność. W domach ludzi świeckich bardzo popularny był i jest do dzisiaj ogród miniaturowy usytuowany tuż obok domu, albo okolony budynkami ze wszystkich stron. Mała latarnia , skała, kępa bambusa i miniaturowy wodospad z sadzawką. Kiedy indziej niewielka skałka, mchy, placyk wysypany żwirem i paproć. O taki niewielki ogród łatwo było zadbać. W przypadku kilkusetmetrowych, lub kilkuhektarowych ogrodów przyklasztornych było inaczej. Do zbudowania i ciągłego utrzymywania ich konieczna była praca wielu osób. Na szczęście duchowa praktyka zen nie wyłączała pracy fizycznej. Słynne powiedzenie "dzień bez pracy dniem bez jedzenia" pochodzi właśnie od jednego z mistrzów zen. Będąc już w podeszłym wieku ciągle spędzał wiele czasu na pracy w ogrodzie. Jego uczniowie z obawy o zdrowie mistrza któregoś dnia zdecydowali schować mu narzędzia i przez to zmusić do zaprzestania pracy. "Skoro nie mogę pracować, nie będę również jadł" brzmiała odpowiedź mistrza. Po dwóch dniach oddano mu narzędzia. Człowiek ten dożył w zdrowiu bardzo sędziwego wieku. Jakże często nasze XX wieczne wzorce życia nie mówią nic o tak prostych i oczywistych sprawach jak ruch, przyroda i kilka kropli potu na czole.
Tak więc ogród przyklasztorny wymagał ogromnej pracy. Zapewniała to grupa mnichów dla których elementem treningu była praca fizyczna. Kiedy przebywałem w świątyni zen Bukkokudzi, której ogród jest niewielki i zupełnie nieznany turystom zwiedzającym Japonię, moją pracą przez pierwsze dwa miesiące było wyrywanie chwastów w ogrodzie i na świątynnym cmentarzu. Oba porośnięte były kilkoma rodzajami mchu, spośród którego pieczołowicie wyrywałem zbędne rośliny. Gęsty zielony dywan otaczał głazy, obeliski i kilkustopniową stupę, wciskał się w szczeliny między kamieniami ścieżek i porastał murki. Trzy godziny pracy w skupieniu i bezpośredni kontakt z przyrodą działał kojąco na "miejskiego szczura". Praca ta była kontynuacją siedzącego zazen, medytacji która zajmowała mi od sześciu do dziewięciu godzin dziennie.Ten spokojny skoncentrowany wysiłek był lekarstwem dla ciała i umysłu. Podczas kolejnych dwóch już jesiennych miesięcy moją pracą było zamiatanie liści przed hondo, główną halą buddy. O teren ogrodu dbało nas kilku. W większości byli to mnisi zen. W tym czasie ja byłem jeszcze osobą świecką. To bardzo ważne, że cały ten ogród nie służył tylko do oglądania i kontemplacji, był narzędziem praktyki duchowej. Ten ogród żył. Nasza praca, życie, percepcja i dosłownie każdy oddech były jego integralną częścią. Chłód porannej rosy na mchu, zapach ziemi i zbutwiałych liści, refleksy światła na liściach paulowni, szum traw i postukiwanie łodyg bambusa, wszystko to jednoczyło się w prostym ruchu miotłą. W tym prostym geście obecny był cały ogród, ze wszystkimi symbolami, z całą spuścizną wieków. W tej chwili panoramicznej percepcji sięgającej po horyzont, kiedy drzewa, księżyc i chmury, krople rosy na liściach to nic innego jak nasze własne kości, skóra i łzy na policzkach, symbole zostają przekroczone. Choć mamy wrażenie jakby otarła się o nas śmierć, cały ten ogród to nic innego jak nasze własne życie. Życie sprzed narodzenia naszych rodziców.
Buddyzm Zen czoć często wykorzystywał symbole, nigdy nie zapominał o bezpośrednim doświadczeniu na które te symbole wskazywały. Obecność nauczyciela z krwi i kości, sprowadzającego wszelkie symbole, całą naukę i doświadczenie do " tu i teraz ", było zawsze bramą do bezpośredniego urzeczywistnienia. Zamiast zachęcać do pustej intelektualnej rozrywki, badania i interpretowania symboliki, praktyka z nauczycielem popycha do bezpośredniego doświadczenia tego, co jest u źródła symboli. Tak samo jest w przypadku ogrodu zen. Choć symbolika ma tu swoje miejsce, co innego jest istotne.Jest taki znamienity koan zen, przypadek 37 ze zbioru mumonkan - "Dąb w ogrodzie". "Mnich spytał mistrza Dziosiu - Jakie jest znaczenie przybycia Bodhidharmy do Chin? Dziosiu odpowiedział - Dąb w ogrodzie." Cóż to znaczy? O jakim drzewie on mówi? Czy chodzi mu o to, że sztuka ogrodów tak wspaniale się rozwinęła dzięki zen? Czy może o to, że najważniejszą sprawą jest dbanie o środowisko naturalne? Cóż to za ogród o którym mówi? O jakie drzewo mu chodzi? Jak długo to drzewo rosło, jak wysoko sięgają jego konary, jaki jest jego kolor,co dzieje się gdy wieje wiatr, a co gdy huragan wyrywa to drzewo z korzeniami? Aby odpowiedzieć na te pytania nie wystarczy wiedza książkowa, musimy stać się jednym z tym drzewem. Jak? Tak łatwo dzielimy na ja i nie ja, moje i nie moje, wewnątrz i na zewnątrz. Czy wogóle można przekroczyć ten dualizm, czy może już do końca skazani jesteśmy na tą tęsknotę za utraconym rajem, ogrodem szczęśliwości przekraczającym to rozdarcie i podział, przekraczającym cierpienie?
Goso Hoen z Todzan (? - 1104) urodził się w Chinach w prowincji Seczuan. Został kapłanem w wieku 35 lat. Rozpoczął od studiów sutr i buddyjskiej filozofii w Czengtu, ale nie był w stanie osiągnąć spokoju umysłu. Czytając kiedyś słowa mistrza Gendzio - "To tak jak człowiek pijący wodę, wie czy jest ona ciepła czy zimna" - powiedział do siebie - "Wiedząc czy woda jest ciepła czy zimna cóż jednak sprawia, iż czyni on pokłon (w swoją stronę)". Pytanie to skupiło jego wątpienie przez najbliższe lata. Odwiedzał wielu mistrzów zen i wreszcie spotkał Hakuuna Siutana zostając jego uczniem. Pewnego dnia gdy Hakuun udzielał pouczeń do koanu "Mu" Dziosiu, Goso osiągnął oświecenie. Jego wiersz na tę okazję brzmiał:
Kawałek ziemi na zboczu wzgórza,
O który pytałem starego człowieka, mego nauczyciela,
Sprzedawałem go i kupowałem wiele razy
Teraz jakże cieszę się chłodnym powiewem wiatru
W sosnach i bambusach o które dbałem z uwagą.

Cóż to za kawałek ziemi o którym napisał Goso? Czyż naprawdę chodziło mu tylko o jakiś ogród zen? (Z 24 linii zen we współczesnej Japonii 20 posiada Goso Hoena w swoich liniach przekazu. Mistrz Engo który skompilował zbiór koanów Hekiganroku to spadkobierca dharmy Goso Hoena).

pozdrawiam wszystkich i jeszcze raz witam

fu
ODPOWIEDZ