Ihei pisze:[...]Moim zdaniem brakuje Ci wiary w ludzi. Sztuki walki to myląca nazwa, dosłownie powinno się mówić: "droga walki", bo chodzi tutaj o walkę z samym sobą jako drogę do samorealizacji. Takie podejście charakteryzuje tylko niektórych ludzi i tylko niektóre etapy ich życia. Jeśli ktoś przychodzi do dojo to dlatego, że ma jakiś powód, a jeśli nie przychodzi to też ma jakiś powód. Są różne drogi w życiu i każdy ma prawo wybrać taką, jaką uważa za najlepszą.
To jest ich odpowiedzialność, nie Twoja więc nawet jeśli Cię to dotyka w sensie emocjonalnym, co jest naturalne, to jeszcze nie jest powód, żeby odrzucać ludzi, których podejście do życia i sztuki walki jest inne niż Twoje.
[...]
Wiesz co ze mną to jest tak, że mam do tego podejście bardzo na serio. Może za bardzo na serio, ale jak się chce do czegoś dojść w sztukach walk czyli mówiąc obrazowo - zobaczyć efekty zmarnowanego czasu w postaci określonych umiejętności, to trzeba robić to na serio. Widzisz nie lubię podejścia na zlewę, lansowanego przez Mtv, Vivę czy Bravo i tym podobne rzeczy, gdzie się robi wszystko po trochu i byle jak. Czyli że murzynek sobie rapuje, ale też projektuje szmatki i wychodzi mu tyle ze byle jak i przez pół roku, potem robi coś innego, też byle jak. Ale jest fajny, bo ma ładną buźkę i fajne buty. Zatem zawsze jest fajnie i pełen luz, bo zawsze można wszystko i wszystkich olać robiąc i tak co się chce bez zwracania uwagi na innych. Tak sie właśnie zachowuję znaczna część ludzi.
Nie lubię ludzi leniwych - tacy nie mają szans w sztukach walki. Kiedyś napisał do mnie chłopak z Warszawy ze chce trenować kendo albo kenjutsu ale nie wie co jest co i żebym mu napisał. Napisałem mu aby użył googla. Może użył nie wiem, ale potem pytał gdzie można trenować miecz w Warszawie - odpisałem mu podając linki. jego ostatnie pytanie brzmiało jak dojechać do jednej z sekcji. Wtedy już nie szlag trafił i odpisałem mu aby dał sobie spokój, bo się nie nadaje jest za gnuśny umysłowo. W sytuacji kiedy masz więcej osób, marnujesz na takich czas, którzy możesz poświęcić komuś kto coś robi a nie tylko oczekuje gotowych odpowiedzi, że ktoś zrobi za niego. Ostatnio jak robiłem remont w kontaktach na gg, napisałem do niego czy trenuje, odpisał że nie bo nadal nie wie jak dojechać na salę. Znowu masz postawę z ówczesnej popkultury - nie wysilać się bo jest luz i fajnie.
Sztuki walki to pewien egoizm. Nie nauczysz się za wiele jak będziesz się rozdrabniał i oglądał co rusz co robią inni. Trenujesz dla siebie, że tak powiem wchodzisz w to coraz głębiej i jeśli chcesz się doskonalić unikasz ludzi traktujących trening jako coś czym się można pochwalić kumplom na podwórku, bo te osoby najczęściej nic nie chcą robić tylko gadać - to tylko przykład. Ty chcesz się uczyć, zdobywać wiedzę, trenować swoje ciało a jak się czegoś dowiesz czy nauczysz to chcesz to utrwalić i iść dalej. Więc to utrwalasz i idziesz dalej, bo są następne rzeczy, techniki itp. do nauczenia się. Zatem musisz być egoistą, nie w pełnym tego słowa znaczeniu, ale tak części.
Trenując dla siebie nie rezygnujesz z treningu bo ktoś rezygnuje, poza wyjątkowymi sytuacjami, czy szukasz błahego powodu aby zrezygnować.
I reasumując - była kiedyś u nas treningu dziewczyna, co pożyczała bokken. Ok, w porządku, kilka razy można, ale w końcu jej powiedziałem, że musi kupić sobie własny, bo czasami ćwiczymy bokkenami jak kata z partnerem itp. No to ona przestała chodzić a parę miesięcy później podczas noworocznej imprezy powiedziała, ze zrezygnowała właśnie z tego powodu bo musiała kupić sobie bokkena. Zatem powodem rezygnacji z treningów była kwestia włożenia odrobiny wysiłku przy kupowaniu bokkena. Podobnych przypadków było dość sporo - większość rezygnowała jak się nieco polansowała, a wszyscy dookoła się już lansem znudzili.
I teraz jak myślisz jak postępować na treningu z ludźmi początkującymi? Takimi świeżakami co przychodzą pierwszy raz na zajęcia? Wypośrodkować i poświęcać im powiedzmy połowę czasu czy większość, czy dać im jednego z zaawansowanych uczniów aby prowadził zajęcia? Bo jak olejesz swoich zaawansowanych i poświęcisz czas ludziom, co przyszli na treningi bo się bzdur nasłuchali, nudzi im się w domu czy przychodzą pogadać sobie z innymi, albo bo kumpela/kumpel chodzi to na wstępie przegrałeś, bo takich ludzi nie przekonasz aby trenowali tylko zmarnujesz na nich czas. Takich co roztają bo wiedzą po co przyszli jest niewielu i sztuką jest ich wyłowić - to już na pierwszym treningu widać, kto chce trenować a kto pomylił adres - nie oznacza, że ci drudzy zaraz zrezygnują. Wiec jaki jest prawidłowy sposób rozgraniczenia?
Bo krytykować i gadać ah i eh jaki ty jesteś be to każdy potrafi, ale znaleźć właściwe rozwiązanie już nie każdy.
Po głębszym zastanowieniu się i zebraniu pewnych doświadczeń dochodzi się do prostych wniosków - kameralna grupa czyli kilka lub kilkanaście osób, określone zasady bez ustępowania (miałem np typa co chciał trenować w czapce z daszkiem na głowie, bo on się tak nosi) - nowi muszą sie dostosować i duża wartość merytoryczno - techniczna zajęć.
Wiesz Ihei - trafiałem do instruktorów którzy byli bardzo fajni i często używali słowa 'fajnie', ale nigdy nie wracałem do nich na treningi, bo to co robili nie miało nic wspólnego ze sztukami walki.
pzdr
marciniak