Na treningu Kendo robiliśmy Kakari-geiko (twój przeciwnik się odsłania, a ty atakujesz tam gdzie powstała luka) i kiedy już miała być moja kolej mój starszy stażem kolega chciał zakończyć ćwiczenie. Poprosiłem go więc jeszcze o to żebym i ja mógł potrenować. Zgodził się i wymęczył mnie tak długo, że pod koniec machałem shinai a ciało leciało bezwładnie za nim, kręgosłup już mi nie wyrabiał, kiai zachrypnięte i ciche, aż modliłem się o szybki koniec


Potem musiałem usiąść na podłodze i odpocząć, bo nie byłem wstanie nic zrobic. Na dodatek gardło miałem tak zdarte, że już odruch do pawia miałem. W każdym razie to było naprawdę fajne doświadczenie.